środa, 16 marca 2016

Nie spóźnij się, nienawidzę czekać. - School of anarchy #3 (SeungrixG-Dragon)

Spoglądając rano w lustro po prysznicu, przypomniałem sobie o dwóch powoli różowiejących śladach na moim ramieniu. Minęło kilka dni od incydentu i pomimo, że rany goiły się w bardzo szybkim tempie, nadal dawały mi się we znaki. Rodzice na szczęście nic nie zauważyli, prawdopodobnie dlatego że bardzo pilnowałem się z noszeniem długich rękawów, w tym koszul, bluz i piżamy. Na wf'ie i tak reszta chłopaków nie zwróciła na to szczególnej uwagi, zbyt zajęci byli opowiadaniem sobie obleśnych żartów o seksie czy oddawaniu moczu i na moje szczęście nie musiałem się dzięki temu nadmiernie martwić o to, czy ktoś zauważy stan mojej skóry. Problem tkwił w mojej pamięci o tym zdarzeniu. Oparłem się dłońmi o umywalkę i spojrzałem sobie głęboko w oczy w odbiciu lustra, wzdychając ciężko.
Kwon Jiyong.
Dlaczego pomimo tego co mi zrobił, nadal pozostaje w mojej pamięci pod postacią tak... przyjemnej osoby? Mam na myśli przyjemnej wizerunkowo. Pomijając jego dziwne, często abstrakcyjne kreacje w szkole (które nomen omen i tak w jakiś sposób mnie urzekają) coraz częściej przyłapywałem się na wpatrywaniu się w niego, myśleniu o nim, fantazjowaniu o naszej możliwej kolejnej rozmowie czy napotkaniu go w drodze przez korytarz szkolny. Oczywiście, nadal bałem się jak cholera i bardzo uważałem aby nie spostrzegł mojej ciekawości wobec niego, ale co to ma w ogóle znaczyć? Czy to kwestia jego charakteru buntownika, wyglądu a może sposobu ekspresji? Nie wiedziałem, i tak naprawdę nie byłem pewien czy chcę znać odpowiedź na to pytanie.
Wyrwałem się gwałtownie ze swoich przemyśleń słysząc głuche pukanie do drzwi.
- Seunghyun, wychodź stamtąd bo się spóźnisz! Śniadanie czeka na dole od dziesięciu minut.
- Już idę! - Odkrzyknąłem w kierunku drzwi, za moment słysząc odchodzące z powrotem do schodów kroki. Dobra, wystarczy tego. Ubrałem się pospiesznie i wyszedłem z łazienki. Ubrany, umalowany i przygotowany na nowe wyzwania tego dnia, pojawiłem się posłusznie w kuchni i czym prędzej jedząc śniadanie, wyszedłem za parę minut na autobus.

Ledwo zdążyłem przekroczyć próg szkoły i zamienić odpowiednie podręczniki w szafce, a dobiegły moich uszu charakterystyczne, wysokie tonem dźwięki wydawane przez mojego nowego kolegę. Zamrugałem kilka razy pytająco, zanim nie zlokalizowałem pochodzenia głosu i finalnie podszedłem pod salę od historii.
- Seunghyun! - Wołał z daleka Daesung, który ochoczo machał w moją stronę otwartą dłonią. Usiadłem rzecz jasna wraz z nim, witając się również z Youngbae, który zajmował miejsce po prawej stronie ramienia podekscytowanego przyjaciela.
- Słyszałem Cię już z końca korytarza, nie musiałeś tak krzyczeć. - Odparłem w jego stronę, zsuwając plecak między moje stopy na ziemi. Oparłem się wygodnie o ścianę, spoglądając na niego pytająco.
Daesung widocznie od samego rana miał coś niezwykle ważnego do przekazania, bo wziął znacznie głębszy wdech i rzekł zachęcająco, nadal podnieconym do granic możliwości głosem:
- Idziemy dzisiaj na mały haul zakupowy do galerii. I spróbuj nam odmówić, a wydziedziczymy Cię z naszego zgrupowania. - Zaśmiał się do siebie, zakrywając rządek białych zębów wierzchem dłoni. - Będziemy my i Bom, potrzebujemy wybrać odpowiednie ciuchy na zbliżającą się imprezę w Osirisie, dlatego nawet nie myśl się wymigać. Wspominałem może, że Ty również tam idziesz? - On i zarazem Taeyang uśmiechnęli się wymownie, co oznaczało automatycznie że oczekiwali przytaknięcia.
Tak też poczyniłem.
Kiwnąłem delikatnie głową, zastanawiając się o cholerę im chodziło z jakąś imprezą. W dodatku w Osirisie, co brzmiało jak nazwa tajemniczego zgrupowania sekty. Nie spodziewałem się po sobie nawet, że będę znał to miejsce z opisu, skoro byłem do tej pory tylko kilka tygodni w Seulu. Przypominam również, że jestem ostatnią osobą na liście do krążenia nocami po klubowej dzielnicy miasta. Jakiegokolwiek miasta.
- Musisz mi najpierw wytłumaczyć, czym jest Osiris. Dopiero wtedy podejmę decyzję, czy mam zarezerwowany czas na niechybne stracenie go przy alkoholu. - Mruknąłem, automatycznie przenosząc wzrok na swoje buty. Usiłowałem brzmieć na pewnego siebie, ale wyszło z tego tyle, co z reakcji małego dziecka na podpalenie połowy domu rodziców, bo ktoś zostawił na wierzchu zapałki.
Usłyszałem ciche westchnięcie Taeyanga, który podniósł się z ławki i przykucnął naprzeciw mnie, zerkając automatycznie do góry na moje oczy. Ciekawe, zauważył mój makijaż? Albo ślad po paście do zębów w kąciku ust? Spodziewałem się tego, bądź natychmiastowego wyśmiania ze strony chłopaków, jednak jak się okazało pokładałem w nich za mało wiary.
- Osiris to jeden z najbardziej znanych i rozchwytywanych klubów w centrum Seulu. Nie licząc rzecz jasna tych najdroższych i niedostępnych dla przeciętnego śmiertelnika bankietów na Gangnam, ale tam nie mamy czego szukać w tym wieku. Zanudzilibyśmy się na śmierć. - Youngbae podjął próbę obeznania mnie bliżej z tematem zastępując długo-grzywego chłopaka. Podniosłem wreszcie wzrok z czubków swoich wytartych vansów i spojrzałem na charakterystyczne, ciemne tęczówki niższego, z których biła teraz o dziwo czysta sympatia i serdeczność. Uśmiechnąłem się delikatnie, słuchając z większym zainteresowaniem. - Tylko rozumiesz, to nadal nie jest lokal umiejscowiony na byle jakiej ulicy. Żeby dopasować się do klimatu, należy najpierw wybrać się na restrykcyjne zakupy. Ja potrzebuję czarnej koszuli, a Daesung coś jęczał o butach-
- Nie coś jęczał o butach, to sprawa życia i śmierci Youngbae. - Przerwał mu oburzony drugi, robiąc przy tym karykaturalną, złą minę. - Te nowe niebieskie Airmax'y które pokazywałem Ci wczoraj na kakao są dziś na wyprzedaży. Jeśli przegapię ostatnie dostępne pary, to przysięgam że Cię zabiję.
Ta scena wyglądała tak obrzydliwie urokliwie, że nie mogłem powstrzymać się od zduszonego śmiechu. Pokręciłem również głową, uświadamiając sobie jak idiotycznie istotne wydają się te buty dla Daesunga. Niższy przewrócił wyłącznie oczami, a ja odparłem do niego krótko, aby kontynuował.
- Tak czy inaczej, jeśli masz czas to od razu po szkole przesiadamy się z autobusu do metra i jedziemy. Bom będzie na nas czekać, bo kończy godzinę wcześniej. Przy okazji poznacie się, jest przemiła i zawsze wychodzimy razem na miasto. - Dopowiedział krótko, podnosząc się za chwilę z przysiadu, ponieważ naszą rozmowę ukrócił dzwonek na lekcję.

                Przez całą historię oraz połowę wfu, który był zaraz po pierwszej godzinie odczuwałem względny spokój, zupełnie zajęty zajęciami szkolnymi. Mecz siatkówki, nic wymagającego. Właściwie nawet odnalazłem się w swojej drużynie pomimo niesprzyjającego do tego sportu wzrostu. Znaczącą różnicę przyniosło dopiero niemałe dla mnie wydarzenie, gdy kątem oka spostrzegłem jak na salę gimnastyczną przychodzi nieprzebrany w żaden strój, zajęty słuchaniem muzyki przez Beatsy douszne Jiyong. Prawie przeoczyłem zbliżającą się w moim kierunku piłkę przeciwnika, gdy w ostatniej chwili odwróciłem głowę od trybun i przejąłem ją na pozycji atakującego, zmieniając o sto osiemdziesiąt stopni kierunek w jakim byłem zwrócony i pokierowałem się prosto w kierunku kosza. Wykonałem możliwie najwyższy skok, zamachnąłem się, i niestety sekundę później utraciłem punkt przez przeciwnika który skutecznie odbił piłkę zaraz przed siatką. Po wylądowaniu na ziemi odetchnąłem tylko krótko i zwróciłem się znów w przeciwną stronę.
Moja drużyna zbiegła się ponownie w przeciwnym kierunku, a ja miałem czas by ponownie odwrócić wzrok do miejsc siedzących. Cudak siedział tam już, kompletnie niezainteresowany meczem (tak jak wszystkimi innymi zajęciami szkolnymi) i przewijał prawdopodobnie muzykę na iPodzie. Dziś nie miał już okularów nerdów, które z uwielbieniem nosił w różnych odcieniach kolorystycznych przez ostatnie dni, natomiast nawet z daleka widziałem bardzo mocne, obrysowane przez całe jego powieki kreski zrobione cieniami do oczu, z małym krzyżykiem tuż nad kością policzkową. Do tego długą, czerwoną koszulę w czarne paski w stylu punkowym, podwinięte nad kostki gładkie, ciemne wąskie spodnie i jakieś koszmarnie wielkie trampki w panterkę, które przebijały komizmem nawet jego brokatowe buty z pierwszego dnia mojego pobytu w szkole. Były tak wielkie, że zajęło mi chwilę odróżnienie ich od puchatych kapci dla dzieci.
Nie mogłem mu się tak przyglądać jak idiota, szczególnie że jakiś chłopak z mojej klasy klepnął mnie za chwilę w plecy i pogonił z powrotem do gry. Przegryzłem delikatnie wargę i spróbowałem skupić się ponownie na meczu, który wygrywaliśmy zaledwie dwoma punkami i wynik bardzo szybko mógł ulec zmianie przez moje rozkojarzenie. Zebrałem wszelkie pozostałe we mnie siły na tle zmęczenia kończącą się już, trwającą od dwóch godzin rozgrywką i finalnie utrzymaliśmy przewagę do samego końca.
Jak mogłem się spodziewać, Cudak zaraz po dzwonku wyszedł z sali nawet nie meldując się do wf'isty celem zgłoszenia spóźnienia, tylko od razu poszedł w kierunku stołówki. Czwartki były wyjątkowo niekorzystne dla mojej klasy, bo gdy każdy był już w drodze na zajęcie strategicznych pozycji w sali jadalnej, nam pozostało przebranie się i wyjście kilka minut później. W końcu jednak wraz z chłopakami dotarliśmy na miejsce i zjedliśmy nienormalnie wielką porcję ryby na parze z ryżem, wykończeni i głodni po ćwiczeniach oraz meczu. Tylko książę szkolnych korytarzy widocznie się nie zmęczył tego dnia, zbyt zajęty popijaniem z ceramicznej filiżanki zielonej herbaty przy tym samym stoliku i obstawie co zawsze.
Po zakończonych zajęciach artystycznych, które nawiasem mówiąc, niebezpiecznie często znajdowały się na końcu planu lekcji (cicha sugestia?) udaliśmy się zgodnie z planem najpierw do swoich szafek, aby odłożyć kilka zbędnych narzędzi malarskich oraz książek, po czym wyszliśmy na dziedziniec. Jiyonga i jego samochodu od dawna już nie było, a Daesung cały czas nakręcony rozmawiał o cudownie dobranym tego dnia krawacie w garniturze pana Choi, na co ja wyłącznie kiwałem głową pokazując cień zainteresowania, a Taeyang udawał że się do nas nie przyznaje przez większość drogi na autobus.
- Daesung, ale tak zupełnie szczerze, co Ty w nim widzisz? - Zapytałem, nie mogąc dłużej wytrzymać presji przyjaciela na utrzymanie jego ukochanego wątku.
- Słucham? - Odpowiedział natychmiast i spojrzał na mnie, jakbym wziął się z zupełnie innej planety - Czy Ty widziałeś kiedykolwiek jego przecudowny gust artystyczny? Albo wspaniały uśmiech, dobór ubrań i ten głęboki, ciemny kolor oczu?
- Uwierz mi, ostatnie co u niego zobaczę to wspaniały uśmiech, jakikolwiek uśmiech tak naprawdę. - Mruknąłem, a Taeyang momentalnie zarechotał zgryźliwie gdy usłyszał moją uwagę. - Póki co patrzy na mnie albo jak na ślepego debila bez talentu malarskiego, albo jakby chciał pozbawić mnie życia. Lub obydwa, jeszcze nie zdecydowałem.
Taka wiadomość chyba nie uszczęśliwiła Daesunga, bo nie odezwał się już ani słowem, do momentu przyjazdu autobusu i przez większość drogi w kierunku stacji metra. W tym czasie wymieniłem się z Youngbae nazwami na kakaotalk co od razu poprawiło mi humor. Dałem sobie pierwsze zabezpieczenie w razie gdybym nie był w szkole i potrzebował wiadomości co należy przygotować oraz jakich sprawdzianów się spodziewać, ale również był to jeden z niewielu kontaktów na mojej liście poza mamą, do których mogłem zwrócić się tak po prostu. Napisać, zagadać. Jak do kolegi z klasy. Wyższy widząc nasz entuzjazm, zapomniał na chwilę o swoim nadętym humorze i również podał mi swoją nazwę. Uśmiechnąłem się do obydwu, czując się prawie jak w swoje urodziny.
Na stacji byliśmy po dwudziestu minutach. Wysiadając, spojrzałem na nazwę przystanku i rozejrzałem się badawczo dookoła, aby przypadkiem nie zgubić się zbyt wcześnie przy próbie powrotu do domu, po czym udałem się prosto za chłopakami schodami w dół. Poczekaliśmy na odpowiednią linię, zajęliśmy w środku miejsca siedzące, które o tej godzinie jeszcze istniały przed godzinami szczytu i dojechaliśmy wreszcie do galerii handlowej, celu naszej podróży. Pogoda zdążyła się do tej pory odrobinę zepsuć, a niebo oraz chłodny wiatr zapowiadały pierwszy jesienny deszcz w tym roku.
Taeyang pogonił nas w kierunku wejścia spoglądając w górę na to, co działo się aktualnie na niebie. Gdy tylko weszliśmy do środka, przytłoczyła mnie ilość ludzi przewijających się przez całe centrum handlowe oraz kilkoro dzieci, które znudzone bawiły się na miniplacykach zabaw pod postacią wysepek w korytarzach galerii. Oprócz nich, na jednej z ławek, siedziała bardzo niewysoka, ubrana w kremowy długi płaszcz dziewczyna o sięgających do pasa różowych włosach.
- Cześć, Bom. - Żwawo powiedział Daesung, gdy tylko się do niej zbliżyliśmy. Trzymałem się raczej z tyłu, nie znając zupełnie miejsca w którym się znajdowaliśmy.
- Och, cześć chłopaki. - Odezwała się w odpowiedzi, uśmiechając promiennie i podnosząc z ławki. Schowała telefon, który wcześniej trzymała w dłoni i zajęta czekaniem przeglądała z tego co zauważyłem Instagram, po czym przytuliła się po kolei do każdego z nas. Tak, nas, czyli również do mnie. Chyba nie muszę tłumaczyć, że był to pierwszy taki gest od żeńskiej przedstawicielki społeczności, jaki w życiu dostałem. Nie licząc mamy gdy byłem znacznie młodszy.
Stałem nieruchomo w miejscu, nie wiedząc do końca jak powinienem odpowiedzieć na takie przywitanie.
- Park Bom, bardzo mi miło. - Uśmiechnęła się ponownie, tym razem prosto w moją stronę. Odpowiedziałem jej delikatnym drgnięciem ust w górę, przytakując.
- Lee Seunghyun.
Mimika różowowłosej zmieniła się przez sekundę, przyglądając się mi uważnie, jakbym powiedział coś bardzo zastanawiającego.
- To nie pasuje do Ciebie. Od razu kojarzysz mi się z naszym pokręconym profesorem od zajęć artystycznych. On też ma tak na imię.
Och, cudownie. To zdecydowanie nie brzmiało jak komplement.
- Będę na Ciebie mówić Seungri. - Dopowiedziała za chwilę i rozpromieniła się znów, a jej mimika wróciła do pierwotnego stanu nadmiernie zachwyconego światem pączka z budyniem. Naprawdę nie wiedziałem, jak inaczej opisać jej charakterystyczną, półokrągłą twarz. - Seunglee brzmi tak idiotycznie, jak kiepsko wymyślony nick do portalu randkowego na podstawie własnego nazwiska. Ale SeungRi pasuje w stu procentach.
Nie mam pojęcia, skąd jej się wzięło R w skojarzeniu mojego imienia, ale nie wnikałem dłużej. W tej grupie naprawdę panowały zasady, w które zostałem automatycznie wpasowany. I wcale mi to nie przeszkadzało, to było nawet bardzo urocze. Takie pobratanie, jak w prawdziwej grupce znajomych, których nigdy na dobrą sprawę blisko nie posiadałem.
I tak właśnie stałem się Seungrim. Ekscytująca ciekawostka z mojego życia.

                Zakupy trwały w nieskończoność i po drugiej godzinie odmówiłem wchodzenia do kolejnych sieciówek. Poszedłem zakupić sobie herbatę mrożoną, rozsiadając się później na ławkach przed każdym z kolejnych sklepów. Po pół godzinie dołączył do mnie Youngbae, odbierając mi z ręki mój napój i częstując się nim bez pytania. Bom nadal walczyła z Daesungiem, który nie mógł wybrać pary butów dla siebie, więc miałem przez chwilę trochę spokoju. Westchnąłem ciężko, wyciągając telefon, o którym zupełnie zapomniałem przez dłuższy czas trwania zakupów. Zaskoczony, zobaczyłem powiadomienie pod postacią malutkiej koperty, która zwiastowała smsa. Nie rozumiem, powiadomiłem mamę o tym, że będę znacznie później, nie było sensu aby pisała do mnie o tej porze skoro nadal jest w pracy. Ojciec raczej smsów w ogóle nie używa by się ze mną skontaktować, a nie przypominałem sobie abym sam podawał komuś mój numer.
Otworzyłem powiadomienie. Nieznany mi układ cyfr, żadnej zapisanej nazwy w kontaktach.

xxx [16:04]
Cheongdam-dong 124, start o 22:00, dzisiaj. Ochroniarz wpuści Cię do środka. Poznasz że jesteś we właściwym miejscu po samochodzie na podjeździe.

Rozszerzyłem szerzej oczy, czytając przysłaną wiadomość jeszcze trzy razy z niedowierzaniem, zanim nie szturchnął mnie mój towarzysz.
- Co jest? List miłosny? - Zaśmiał się, chcąc spojrzeć mi w telefon. Odsunąłem go z zasięgu jego wzroku, spoglądając na chłopaka najbardziej obojętnym wzrokiem, na jaki było mnie w tej chwili stać. Wymyśliłem wytłumaczenie na poczekaniu.
- Mama prosi żebym po powrocie posprzątał kuchnię bo przychodzą znajomi, a oni będą późno w domu. - Odparłem, wracając wzrokiem do wyświetlacza. Drugi tylko wzruszył ramionami, widocznie niepocieszony taką odpowiedzią. Stracił mną zainteresowanie, popijając ze słomki herbatę i rozglądając się po galerii z założonymi na siebie nogami.

Ja [17:33]
Co to za współrzędne? Kto pisze?

Odetchnąłem głębiej, chcąc schować już telefon, ale powiadomienie przyszło w mniej niż minutę. Rany boskie.

xxx [17:34]
Jesteś idiotą. Domówka. Nie spóźnij się, bo nienawidzę czekać.

Zmarszczyłem brwi. Przesunąłem palcami po ekranie telefonu w miejscu klawiatury, nie mogąc nadal zbyt wiele zrozumieć. Spojrzałem kątem oka na Taeyanga, czy nie robi sobie ze mnie przypadkiem idiotycznego żartu.

Ja [17:37]
Tam było również "kto pisze". Niezbyt grzecznie jest ignorować pytania.

I ponownie, odpowiedź w mniej niż minutę.

xxx[17:37]
Rany na ramieniu nadal tak zajebiście Cię bolą, że odbierają Ci zdolność dedukcji?


Natychmiast wyłączyłem wyświetlacz, zanim jeszcze dotarłem do słowa "że". Serce zaczęło łomotać mi szybciej, dłonie drżeć niespokojnie. Schowałem je do kieszeni bluzy, prostując się odrobinę i biorąc ciężki wdech.
Kto normalny organizuje domówkę w tygodniu szkolnym? Chociaż w tej chwili ważniejszym pytaniem było, czego ode mnie chciał? I skąd do cholery ma mój numer?
Zagryzłem niespokojnie dolną wargę, usiłując opanować tętno.

Miałem bardzo niepokojące wrażenie, że nieistotne co mnie spotka na miejscu, bo jeśli się tam nie wybiorę za jego życzeniem, czeka mnie coś dużo, dużo gorszego niż wypalone na skórze okręgi.
- Seunghyun, wszystko w porządku? - Zapytał mnie Youngbae.
- Oczywiście. Trochę łapią mnie zakwasy z treningu, to nic takiego.


Ja [17:42]
Będę na czas.

sobota, 5 marca 2016

Nigdy więcej - School of anarchy #2 (SeungrixG-Dragon)

Byłem zdeterminowany tego dnia, nawet jeśli strach wciąż przemawiał przeze mnie okrutnie przez pryzmat pierwszego dnia szkoły. Cały koreański nie mogłem się skupić na temacie lekcji, dłubiąc ołówkiem w kartce i z podpartą o dłoń spuszczoną głową myślałem nad słowami nowego kolegi.
Jeśli wejdziesz mu w drogę, zniszczy Cię.
Jakaś mała, schowana głęboko część mnie chciała sprawdzić prawdziwość tych słów. Podniosłem głowę, spoglądając w lewo na ostatnią ławkę. Jiyong siedział tam, niezainteresowany jak poprzednio tym co dzieje się na zajęciach i odpisywał komuś ożywiony na smsy. Miałem na niego dobry widok, ponieważ również wybrałem ostatni rząd. Tym razem nie siedziałem sam, bo obok mnie był jakiś niski, dobrze zbudowany chłopak w bluzie moro który zapisywał notatki do zeszytu. Nie znałem jeszcze jego imienia, ale byłem pewien że jest blisko z Daesungiem bo słyszałem jak śmieją się z czegoś tuż przed zajęciem miejsc. Przypominał mi trochę mojego kolegę z gimnazjum, który zawsze był lubiany w towarzystwie i rzucał kiepskie, nieśmieszne żarty.
- Cholera, znowu to samo. - Syknął pod nosem, rzucając gdzieś długopis na ławkę - Ej, masz może coś do pisania? - Jego głos w ogóle nie oddawał postury, jaką posiadał, był bardzo miękki jak na kolesia który wygląda jak kapitan drużyny baseballowej.
- Jasne. - Odparłem, wyrwany z zamyślenia po czym sięgnąłem do swojej torby. Podałem mu jakiś nieużywany, czarny cienkopis na co skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.
- Youngbae, tak przy okazji, ale wszyscy na mnie mówią Taeyang. Widzę że nowy? - Zapytał szeptem gdy już przekazałem mu przybór do pisania.
- Seunghyun. Tak, jestem. - Odwzajemniłem serdeczny uśmiech. Ten gość wydaje się nawet w porządku, na pierwszy rzut oka.
Czując za moment wzrok pana Kima na sobie, zrezygnowałem z dalszej rozmowy. Skinęliśmy tylko do siebie i wróciliśmy do zajęć. Wow, dwóch kolegów w pierwszy dzień szkoły to zdecydowanie mój rekord znajomości, od kiedy tylko pamiętam. Aż miałem ochotę poklepać sam siebie po plecach.



Znów usłyszałem ten przyjazny, znajomy dźwięk końca lekcji i tak jak każdy, wstałem ze swojego miejsca. Taeyang zapytał mnie tylko czy może zatrzymać do końca dnia długopis i wyszedł przede mną, spotykając przy drzwiach Daesunga. Kilka dziewczyn zaczęło luźną rozmowę ze sobą wciąż pozostając na miejscach, zbierając się jako ostatnie pogonione przez nauczyciela. Cudak zabrał swoje rzeczy, wychodząc zaraz za resztą.
Nieco mocniej zabiło mi serce. To była moja szansa aby nieco bliżej się mu przyjrzeć. Jeszcze nie do końca wiedziałem co chcę zrobić, ale cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju.
Wyszedłem z klasy zaraz za nim i poczekałem moment przy drzwiach aby nie wzbudzać podejrzeń. Gdy zobaczyłem jak Jiyong oddala się w kierunku toalety, zwyczajnie poszedłem w tym samym kierunku. To było naiwne i z perspektywy czasu pewnie mógłbym tego mocno pożałować, ale w tej chwili nie bardzo mnie to obchodziło. Poszedłem do końca korytarza z walącym sercem, obserwując tylko jego plecy i luźny, powolny krok zanim nie zniknął za drzwiami toalety męskiej. Poczekałem chwilę, spoglądając w telefon oparty przy ścianie zanim również nie wszedłem do środka.
Od razu uderzył mnie zapach odpalonego papierosa na co lekko się skrzywiłem. Idąc wgłąb łazienek, zobaczyłem go, siedzącego na parapecie opartego o ścianę, z fajką w ręku, dmuchającego w kierunku uchylonego okna przy którym się znajdował. Uniosłem lekko brwi i podszedłem do kranów aby umyć ręce, po czym odliczyłem do pięciu w głowie i powiedziałem tak pewny siebie, jak tylko potrafiłem.
- Toalety to nie palarnia, cuchnie obrzydliwie. - Mruknąłem, sekundę później czując już na sobie jego wzrok.
- Co Ty powiedziałeś?
- Powiedziałem że toalety to nie palarnia, mam się powtórzyć? - Zakręciłem wodę i użyłem ręcznika papierowego by wysuszyć ręce.
Nie widziałem go, ale dobrze usłyszałem uderzenie butami o kafelki, gdy zeskoczył z balkonu. Ledwo zdążyłem wyrzucić papier i zwrócić się w jego stronę, gdy zobaczyłem jego twarz bardzo blisko swojej, tak blisko że wyczułem zapach papierosów z jego włosów i drogie perfumy jakbym dopiero co sam ich użył na sobie.
- Wynoś się stąd szczeniaku zanim stracę cierpliwość. I nie waż się więcej zwrócić mi uwagi. - Spojrzał mi prosto w oczy ciemnymi, głębokimi oczami z rozbawieniem. Przełknąłem głośno ślinę i spuściłem na chwilę wzrok, czując jak moja słaba osobowość popychadła znowu wychodzi na wierzch.
Ale nie wycofałem się, dalej stałem w tym samym miejscu. Usłyszałem jego parsknięcie i krok do tyłu, gdy odwrócił się i znów zmierzał do okna. Zagryzłem zęby na ten dźwięk, tak dobrze mi znany z przeszłości i wypaliłem, wzrokiem wbitym w ziemię.
- Za kogo Ty się masz? Myślisz że pieniądze załatwią Ci tutaj immunitet i wcisną Ci wiedzę do tego pofarbowanego łba?
To był błąd, cholerny błąd a na pewno w przypadku tak słabo skoordynowanej osoby jak ja. Nie zdążyłem pożałować swoich słów a poczułem ramię dookoła mojego ramienia, to jak mnie wykręca plecami do ściany i przybija do niej z siłą która zmusiła mnie do gwałtownego wypuszczenia powietrza. Poczułem bolesne ukłucie w płucach przy bezdechu. Stęknąłem cicho, próbując wyswobodzić ręce z żelaznego uścisku jakim potraktował mnie drugi. Skąd on ma tyle siły przy takim wyglądzie?
- Popełniłeś cholernie duży błąd. Jeśli nikt Ciebie wcześniej nie ostrzegł to ja Cię ostrzegę. Ten jedyny raz, później mi podziękujesz. - Poczułem dużo intensywniej dym papierosowy, tuż przy swoim boku, aby sekundę później rozległ się długi, obrzydliwy syk na mojej skórze i momentalnie zawyłem z bólu rwąc się, czując wypalaną na ramieniu dziurę.
Znowu usiłowałem się wyrwać, co pogorszyło tylko sytuację. Rozżarzona końcówka przypaliła mnie bardziej, na co zwyczajnie zapłakałem, krzycząc na całą łazienkę.
- Zostaw mnie psycholu! Puszczaj mnie! - Ból był nie do zniesienia gdy przypalił mnie znowu w obok, a uścisk jego ręki jeszcze bardziej zacisnął się wokół moich nadgarstków. Łzy popłynęły mi po policzku i gdy poczułem jak miękną pode mną nogi, dopiero wtedy mnie puścił.
- Zmarnowałem na Ciebie całego papierosa. - Odparł zirytowany pod nosem, spoglądając na powykrzywiany, zgasły niedopałek w swojej dłoni. Wyrzucił go przez okno, po czym minął mnie, stojącego wciąż w tym samym miejscu przy ścianie z łzami na policzkach. - Nigdy więcej do mnie nie podchodź, rozumiesz? - Warknął w moim kierunku i wyszedł z łazienki, zatrzaskując ze sobą drzwi, wściekły prawdopodobnie na to że nie mógł w spokoju dopalić przed końcem przerwy.
Pozostałem jeszcze chwilę bez ruchu, czując jak więcej łez napływa mi do oczu. Cieszyłem się że byłem sam, ostatnie czego potrzebowałem teraz to najazd jakiegoś ucznia albo - co gorsza - nauczyciela, który zacząłby robić wywiad na temat tego co przed chwilą się wydarzyło. Gdy złapałem już spokojniejszy oddech, podszedłem do lustra i popatrzyłem na rany.
Wyglądały obrzydliwie. Dwie, czarne od popiołu, idealnie wypalone w okrąg. Skrzywiłem się i dopiero teraz poczułem jak okrutnie cuchnie przypalona skóra. Obmyłem to nad umywalką zimną wodą, krzywiąc się z bólu. Gdy zmyłem ślady popiołu rany momentalnie nabrały nabrzmiałego, krwistego koloru. Zakryłem je zakładając na siebie bluzę którą miałem w plecaku, wcześniej pozostałem w koszulce na lekcjach koreańskiego gdy było mi ciepło ale teraz czułem że pozostanie mi tylko to do końca dnia, aby uchronić się przed ciekawskimi spojrzeniami. Gorzej gdy mama zorientuje się w domu albo ktoś zobaczy te okręgi na wfie, chociażby. Nie wiedziałem jeszcze jak się wytłumaczę, ale wiedziałem jedno.
Ten koleś to pieprzony sadysta.
Otarłem ze wstydem łzy z policzków i poczekałem chwilę aż moje oczy przestaną być tak zaczerwienione od płaczu. Nie chciałem by teraz ktoś o nie pytał ale co ważniejsze, nie chciałem by ten psychopata czerpał satysfakcję z doprowadzenia mnie do takiego stanu. Zadzwonił dzwonek, a ja nadal spoglądałem na swoje odbicie w toalecie. Wziąłem głęboki oddech.
Kogo ja chcę oszukać? Rzuciłem się chyba na najgorszą osobę w całej szkole do zirytowania i teraz dodatkowo nie będę miał życia w tej klasie, skoro nadal chodzimy na zajęcia razem. Wszystko w pierwszy dzień szkoły, świetnie Seunghyun. Miałem ochotę zadzwonić do mamy, uciec ze szkoły, cokolwiek. Byle tylko dłużej tutaj nie przebywać. A przecież jeszcze nie wiedziałem co dalej mnie czeka.



Przyszedłem spóźniony na zajęcia artystyczne, tracąc dodatkowo czas przez fakt, że nie mogłem znaleźć klasy i błąkałem się po korytarzu  w poszukiwaniu jakiegokolwiek woźnego który mógłby mi pomóc. Przeprosiłem za spóźnienie i zająłem miejsce obok Daesunga, który był już rozpakowany w drugim rzędzie od tablicy. Kiwnąłem tylko do niego a ten posłał mi przyjacielski uśmiech. Niewiele podniosło mnie to na duchu, ale przynajmniej próbował. Ani na chwilę nie chciałem zerkać w stronę Jiyonga, który - nikt by nie zgadł - siedział w ostatniej ławce i pisał smsy.
- Przyniosłeś szkicownik? - Zapytał mnie Daesung szeptem, a ja mruknąłem niezgrabnie, że tak. Wyciągnąłem zeszyt oraz gruby skoroszyt z czystymi kartkami bez kratek. Do tego jakieś ołówki, linijkę i pozostałe potrzebne przybory.
Nauczyciel przedstawił się jako Choi Seunghyun i pokrótce omówił temat dzisiejszych zajęć. Mieliśmy wykazać się kreatywnością i narysować dowolny przedmiot w klasie z bardzo dokładnym, mocnym cieniowaniem i w stylu pierwszych dzieł Van Gogha. Pociągłe, długie i abstrakcyjne liniowanie oraz takie tam. Wytłumaczył że ma to na celu poznanie naszych umiejętności malarskich i przybliżyć sposób w jaki nakładamy konturowanie. Nie miałem bladego pojęcia o co mu chodziło, ale rozejrzałem się po klasie (unikając zetknięcia się wzrokiem z Cudakiem) i w końcu zrezygnowany wybrałem po prostu zegar wiszący nad tablicą.
- Masz jakiś cyrkiel? - Mruknąłem do mojego towarzysza w ławce ale nie otrzymałem odpowiedzi. Podniosłem wzrok znad kartki i lekko go szturchnąłem, spoglądając na niego. Daesung był wyraźnie zapatrzony w nauczyciela tak, że nawet nie usłyszał mojego pytania. - Daesung?
- Mhmm? A tak, mam. - Odparł i lekko potrząsnął głową, otwierając piórnik (kto jeszcze nosi piórnik w liceum?) i wręczając mi cyrkiel.
- Wszystko w porządku?
- T-Tak, tak. - Odchrząknął i zabrał się za szkicowanie, wybierając stojący na parapecie wazon, a przynajmniej to wynikało z jego pierwszych linii.
Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem ukradkiem sam na pana Choi, który siedział teraz przy swoim biurku i wczytywał się w jakąś książkę.
- Czy Ty... nie czekaj, nie mów. - Zasłoniłem się dłonią, zapominając na chwilę o przeszywającym bólu pod rękawem mojej bluzy. Próbowałem zahamować chichot i nie zwrócić na siebie jednocześnie uwagi. - Naprawdę?
Mimika Daesunga momentalnie zmieniła się ze skupionej na kompletnie zmieszaną i mogłem przysiąc, że widziałem jak się czerwieni spod peleryny jego włosów.
- To już tak od pierwszej klasy. - Mruknął. - Ty... chyba nie masz jakiś uprzedzeń w tym temacie? Błagam powiedz że nie, bo Taeyang już wie i od tamtej pory zawsze się wykręca, gdy zapraszam go do siebie po szkole. Trochę nam to zepsuło przyjaźń. - Wyszeptał.
- Nie, nie mam żadnych uprzedzeń. To nic takiego, przecież nie masz na to wpływu - Wzruszyłem ramionami i nakreśliłem na kartce idealny okrąg przy pomocy cyrkla, zaczynając rysować cyfry w jego środku, od 1 do 12.
I tak siedzieliśmy w ciszy, próbując skończyć polecone dla nas zadanie. Rzeczywiście przyłapałem się na tym, że nie mam nic do odmiennej orientacji wśród moich znajomych. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem szczególnie, ponieważ nie spotkała mnie tego typu sytuacja. To znaczy, zakochania, niezależnie w kim i jakiej płci była ta osoba. Nigdy też nie umawiałem się szczególnie z dziewczynami, ale to akurat nie dziwne przez wgląd na moją sytuację w poprzedniej szkole. Pomijając fakt że ciężko mi było znaleźć jakichkolwiek kolegów czy koleżanki, to musiałem i nadal muszę być zwyczajnie niemożliwie nudny.
Lekcja dobiegała końca a mi udało się zmieścić w czasie na tyle, by dodać jeszcze kilka ekstra cieni miękkim ołówkiem. To nie była praca picasso, ale zdecydowanie zgadzała się z tematem poleconym przez nauczyciela. Pan Choi przeszedł się po klasie, spoglądając z założonymi do tyłu rękami w nasze prace i podpisywał je jako sprawdzone razem z oceną. Co ciekawe nie skomentował ani jednej z nich, dlatego w klasie panowała niezręczna, grobowa cisza. Gdy dotarł do mojej i Daesunga ławki, mogłem niemalże usłyszeć jak ten wstrzymuje powietrze i jak wali mu serce. Znów miałem ochotę się zaśmiać, ale przecież nie mogłem go zdradzić.
Oboje dostaliśmy po trójce plus, na co spojrzałem z niedowierzaniem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz dostałem ocenę niższą od czwórki czy piątki, ale mój kolega zdawał się zachwycony. Rzuciłem mu wzrok pełen niedowierzania na co ten uśmiechnął się do mnie i wstał, bo właśnie zadzwonił dzwonek.
- Nie martw się, to najwyższa ocena na jaką możesz liczyć u pana Choi. - Zaśmiał się. Spakowaliśmy się, pożegnaliśmy z nauczycielem i wyszliśmy na korytarz.
- To jakiś koszmar i nawet tak nie mów. Jak ja się pokażę mamie z tróją dzisiaj? - Westchnąłem ciężko, zmierzając przez korytarz zaraz za Daesungiem na stołówkę. Prawie zapomniałem że to już długa przerwa.
- Woah, nie mów że masz tak restrykcyjnych rodziców? - Jego oczy się powiększyły, spoglądając na mnie pełen współczucia. - Moi już znają sytuację na lekcjach artystycznych i kompletnie przywykli.
Rozluźniłem nieco barki i poprawiłem plecak, po czym mruknąłem ponuro.
- Gdy przez całą swoją edukację przynosiłem same najlepsze oceny w klasie ciężko się dziwić, aby nie mieli wobec mnie wyższych wymagań. Bardzo chcę się dostać po szkole na medycynę, rozumiesz. - Wzruszyłem ramionami, drugi raz tego dnia.
Wzrok Daesunga zelżał i spojrzał na mnie tak, jakby chciał powiedzieć "przykro mi" pomieszane z "zazdroszczę ambicji" po czym przeszliśmy razem na stołówkę dużymi, podwójnymi drzwiami.
Od razu zauważyłem dwie rzeczy; jedna to machająca do nas znajoma mi już postać z pustego stolika, a druga to sąsiedni stolik na sześć miejsc, gdzie głośno śmiali się Jiyong i kilku nieznajomych dla mnie kolesi. Zakładam, że jego obstawa przyjaciół-kretynów. Każdy z nich miał albo wiele tatuaży, albo tunele w uszach albo równie rzucające się w oczy fryzury takie jak ten idiota. Cóż, przynajmniej widoczny z daleka znak ostrzegawczy z kim nie należy krzyżować sobie dróg.
Usiedliśmy obok Taeyanga który przestał do nas wymachiwać i pozostawiliśmy swoje plecaki. Daesung zabrał leżącą na stoliku kartę, która prawdopodobnie była menu tej stołówki na dzisiaj i odparł.
- Matko, znowu lazania, dopiero co była w zeszłym tygodniu. Nie mają już pomysłów na nowe dania. - Skrzywił się odrobinę i przeniósł wzrok na mnie - Śmiało, weź kartę i wybierz coś, to nie gryzie. - Uśmiechnął się delikatnie.
- Jestem w szoku, że możecie od tak sobie wybierać obiad w szkolnej stołówce poprzez menu. - Wziąłem również kartę, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Było tam kilka głównych dań "dnia", desery, zupy oraz napoje. Lista oczywiście nie była tak długa jak w prawdziwej restauracji, ale halo, byliśmy przecież w SZKOLE. - Teraz się czuję jakbym przyjechał z małej wsi a nie z Gwangju.
- Och. Czyli Ty też jesteś spoza Seulu? - Taeyang posłał mi łagodne spojrzenie - Piątka, Uijeongbu. Co prawda przeprowadziłem się tu z rodziną już kawał czasu temu, ale momentami nadal czuję się zagubiony w stolicy. - Roześmiał się.
Miło było usłyszeć że nie tylko ja pochodziłem z innego miasta. To napawało mnie odrobinę pewnością siebie.
- Będziecie musieli kiedyś pokazać mi jakieś ciekawe miejsca w centrum. Nie miałem bladego pojęcia jak trafić na durny przystanek autobusowy. - Uśmiechnąłem się, wspominając moje pierwsze dni w nowym miejscu. Daesung wpadł na dobre w zamyślenie nad kartą dań, a ja finalnie zdecydowałem się zamówić wyłącznie kawę.
Po odebraniu naszych "zamówień" przy okienku chłopacy zajęli się na dobre jedzeniem oraz rozmową o jakiejś Chaerin z innej klasy, a ja, przesuwając już w połowie pustym kubeczkiem po blacie stolika wyłączyłem się zupełnie z tej dyskusji i zacząłem wodzić wzrokiem po pomieszczeniu. Pech chciał, że wśród kilkudziesięciu uczniów w stołówce znów moją uwagę zwrócił ten pieprzony idiota. Rozmawiał rozluźniony w wymienionym wcześniej przeze mnie towarzystwie jedząc jakiś makaron. W tej chwili wyglądał tak niewinnie, wręcz przyjaźnie że to było aż przerażające. Momentalnie przypomniałem sobie sytuację z poprzedniej przerwy i złapałem się automatycznie za poparzone ramię, które dalej promieniowało i pulsowało z bólu, nawet gdy starałem się to ignorować.
Odetchnąłem głęboko i wziąłem jeszcze jeden łyk kawy, czując jak dłonie zaczynają mi delikatnie drżeć. Jiyong ściągnął na chwilę swoje zerówki, poprawił spadające mu na oczy kosmyki błękitno-różowych włosów i rozejrzał się przelotnie po sali. Coś w jego personie było niepokojąco przyciągające, wzbudzające cholerną ciekawość, żeby nie powiedzieć magnetyzujące. Po chwili wpatrywania się w niego spostrzegłem, że i on patrzy na mnie. Przebija mnie wzrokiem na wylot.
Uśmiechnął się jadowicie w moim kierunku i wrócił wzrokiem ponownie do swojego znajomego. Wszystko trwało może ułamki sekund. Serce momentalnie zaczęło łomotać w mojej klatce piersiowej jak potłuczone, co zrzuciłem na poczucie strachu wobec tego gościa. Wróciłem do swojej kawy i "słuchania" dyskusji Daesunga z Taeyangiem, ale nie szło mi najlepiej. Przed oczami pojawiały mi się wspomnienia z wydarzeń w łazience męskiej i zakręciło mi się w głowie. Poczułem jak kawa podchodzi mi z powrotem do gardła i to był najwyższy czas aby usunąć się ze stołówki.
Przeprosiłem chłopaków i powiedziałem, że nie czuję się najlepiej i by powiedzieli mi w którym miejscu jest kolejna lekcja. Daesung najpierw popatrzył na mnie zmartwiony po czym odparł, że w 15stce i mamy teraz chemię. Po przekonaniu go że dam radę trafić sam i że nie, nie potrzebuję iść do pielęgniarki, zostawiłem go samego z Taeyangiem i udałem się na korytarz.
Przez chwilę potrzebowałem przerwy, aby uspokoić serce i usiadłem na pobliskiej ławce. A może to nie strach, tylko odlecę tu zaraz na zawał? Kto wie jakie jeszcze zdolności posiada ten bogaty dupek. Na szczęście po paru minutach wszystko wróciło do normy włącznie z moim tętnem i drżącymi dłońmi i udałem się pod wyznaczoną salę, czekając na dzwonek. Emocje powoli opadały ze mnie i nawet ból w ramieniu wydawał się jakoś prostszy do zniesienia.

Reszta lekcji minęła mi zupełnie przyzwoicie, jak na mnie. Na chemii pobawiliśmy się we wzory i skróty pierwiastków, na matematyce pisaliśmy test sprawdzający z którego byłem zwolniony, jako że nie miałem możliwości jeszcze nadrobić materiału, na fizyce wynudziłem się pisząc notatki o promieniowaniu jonizującym a na historii oglądaliśmy prezentację o skutkach drugiej wojny światowej. W międzyczasie Daesung pomógł mi w zlokalizowaniu sekretariatu, odebraniu kluczyka do mojej szafki szkolnej i znalezieniu samej szafki. Nim się obejrzałem, skończyły się lekcje i byłem już w drodze do wyjścia, po schowaniu większości zeszytów i podręczników. Wyszliśmy razem z chłopakami przed szkołę i schodząc po schodach minęła mnie niebiesko-różowa czupryna, witając się na parkingu szkolnym z jakimś kolesiem w czarnym top tanku i szortach.
Zatrzymałem się na chwilę żeby zobaczyć, jak Jiyong zmierza do ulokowanego na parkingu, matowego czarnego porsche i otwiera go kluczykami. Opadła mi szczęka, widząc jak wsiada do środka z tym gościem i włącza silnik, jednocześnie odpalając papierosa w środku, otwierając szybę maksymalnie i puszczając z głośników jakiś ciężki amerykański rap. Większość osób w pobliżu naturalnie zwróciło na niego uwagę i przypatrzyło się, jak samochód z przyjemnym pomrukiem odjeżdża z parkingu i niemalże driftem opuszcza teren szkołly, rozpędzając się na najbliższym zakręcie do nienormalnej prędkości. Usłyszałem ciche westchnięcie Taeyanga koło siebie.
- Daj sobie spokój, on tak zawsze. Musi zwracać na siebie uwagę w każdej sytuacji i pokazać ile to on nie ma kasy i wybitnego gustu w wyborze czegokolwiek. - Przewrócił oczami i położył mi dłoń na ramieniu, a Daesung wyłącznie przytaknął, trzymając w ręku podręcznik z matematyki.
- To nienormalne, to jego samochód? - Odparłem po chwili gdy otrząsnąłem się z zamurowania i zmierzaliśmy już ponownie na przystanek autobusowy.
- Taaa, znaczy rozumiesz, kupiony przez tatusia zapewne. Nie zdziwiłbym się gdyby jeździł bez prawa jazdy, jest "ponad takie rzeczy".
- Debil. - Skomentowałem krótko, zatrzymując się już na przystanku. Daesung zachichotał cicho, przyznając mi rację i odparł.
- Widzę że powoli rozumiesz o co w tym wszystkim chodzi. Tak jak Ci wspominałem, nie zwracaj na niego uwagi, on się tym karmi i tym bardziej nie wchodź mu w drogę. To nigdy nie kończy się dobrze.
Co Ty nie powiesz, pomyślałem, spoglądając jak podjeżdża mój autobus. Wsiadając pożegnałem się machnięciem dłoni do chłopaków i zająłem w środku wolne miejsce przy oknie, zakładając słuchawki douszne. Po krótkim zastanowieniu puściłem Not a bad thing Justina Timberlake'a i pierwszy raz tego dnia poczułem się naprawdę odprężony. Oparłem się wygodnie o siedzenie, patrząc na mijane wieżowce za oknem tego nieznanego mi wielkiego miasta.

When someone cuts your heart open with a knife, and you're bleeding
But I could be that guy to heal it over time
And I won’t stop until you believe it

Nowe stare początki - School of anarchy #1 (SeungrixG-Dragon)

Pierwsze, co wybudziło mnie z krainy Morfeusza tego decydującego poranka były wdzierające się przez okno promienie słoneczne. Byłem odrobinę wytrącony z równowagi, ponieważ następne co przyczyniło się do mojego podniesienia się z łóżka był budzik w telefonie który agresywnie wył mi prosto do prawego ucha.  
O mało nie zapomniałem jak ważny był ten dzień. 
Westchnąłem, wyłączając budzik który wskazywał równo na szóstą. Na moment odwróciłem się na lewy bok, by popatrzeć na jedną z szafek mojego pokoju. Znów będę musiał wrócić do szkoły, pomyślałem. Do tej cholernej placówki, z której nie wyniosłem ani grama dobrych wspomnień, patrząc na ostatni raz gdy się w niej znalazłem. Ile to już minęło, dwa, trzy tygodnie? Sam przestałem odliczać dni w pewnym momencie, ponieważ I tak siedziałem wyłącznie w domu. Każdy poranek wyglądał tak samo. Moja mama zdecydowała przeprowadzić nas z Gwangju kilka tygodni po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, prosto do serca Korei - Seulu. Byłem przerażony tą perspektywą, z jednej strony obawiałem się nowego, wielkiego miasta pełnego obcych ludzi, z drugiej szczerze mówiąc, nie miałem już nic do stracenia. W poprzedniej szkole moim znajomym z klasy nie podobało się to, ile czasu poświęcam na naukę i krótko mówiąc - dałem frajerować się na zadania domowe oraz spisywanie odpowiedzi do sprawdzianów aby tylko zdobyć kolegów. Tak, to prawda, nie byłem królem spotkań towarzyskich ani ulubieńcem klasy. W przeciwieństwie do innych, zawsze trzymałem się regulaminu szkoły, nigdy się nie spóźniałem, niewiele odzywałem niepytany. Podejrzewam że najzwyczajniej w świecie zaczęto mnie traktować jak dziwaka bądź kujona. Z perspektywy czasu nie dziwię się im, naprawdę. Bo kto chciałby się dłużej trzymać z taką osobą jak ja? Co specjalnego miałem do zaoferowania? Nie chcąc tracić już więcej czasu, zwlokłem się z łóżka w grymasie niezadowolenia. Trochę chciało mi się wymiotować. Byłem zestresowany, że w nowej szkole przeżyję dokładnie taki sam rodzaj relacji z jakim przyszło mi się już niejednokrotnie zmierzyć, co gorsza miałem trafić do drugiej klasy liceum, więc każdy już zapewne zdążył siebie dobrze poznać i zaprzyjaźnić. 
- Co chciałbyś na śniadanie? - Zapytała mnie pokrzepiająco mama, gdy pojawiłem się na dole w kuchni, ziewając, wciąż będąc w mojej dwuczęściowej szarej piżamie z kotkiem na środku t-shirtu. Wzruszyłem ramionami, siadając przy stole. - Seunghyun, nie możesz nic nie zjeść, dobrze wiesz że czeka Cię długi dzień i będziesz potrzebował sporo energii. - Westchnęła cicho, odchodząc od lodówki w której czegoś wcześniej szukała. - Jak się czujesz? Dobrze spałeś? - Spałem dobrze, szkoda poranek jeszcze mnie nie zabił. - Mruknąłem sarkastycznie, rzucając jej zaspane spojrzenie. - Naprawdę dziękuję mamo, ale nie sądzę abym był w stanie cokolwiek przełknąć przed wyjściem z domu. Zbiera mi się na wymioty. Nic nie odpowiadając, mama zwróciła się tylko w kierunku blatu kuchennego, jakby próbowała uniknąć odpowiedzi. Gdy milczała dłuższą chwilę, zajęta naczyniami zostawionymi przez mojego ojca po śniadaniu, zwyczajnie odszedłem od stołu udając się do łazienki w celu wzięcia krótkiej kąpieli. Nie było możliwości abym się spóźnił tego dnia, ale też nie miałem specjalnie czasu do stracenia. Poza tym, w moim stanie nadmierne rozmyślanie nad tym co mnie czeka mogło się skończyć już tylko i wyłącznie histerią.
O siódmej dwadzieścia byłem już ubrany, umyty i spakowany. Historia, koreański, angielski, zajęcia artystyczne... to chyba wszystko czego potrzebowałem. Zabierając plecak z przedsionka, rzuciłem mamie "cześć" i krótki, fałszywy uśmiech, na co ona również się uśmiechnęła, jej uśmiech jednak był zupełnie szczery i w pewien sposób pełen nadziei. Zapewne nadziei na to, że nie będę musiał się wcześniej zwolnić z zajęć, aby zebrać się psychicznie w domu i najzwyczajniej w świecie rozpłakać.
Gdy wyszedłem za próg domu i nabrałem w płuca świeżego, jesiennego powietrza powiedziałem sobie w duchu jedno, bardzo ważne dla mnie zdanie: 
Tym razem będzie inaczej. Tym razem zaprezentuję się od innej strony. Nigdy więcej bycia wyśmiewanym, nigdy więcej obelg, szturchnięć, nieprzyzwoitych komentarzy na temat mojej nieśmiałości czy delikatnego wyglądu. Za chwilę byłem już w autobusie, który jechał prosto pod moją szkołę.
***
- Park Minhyuk.
- Obecny.
- Nam Jung.
- Jestem profesorze.
- Kang Daesung
- Tutaj!
- Lee Seunghyun.
- Jestem.
I tak to się zaczęło. Ponieważ byłem nowy, a moje nazwisko było na samym końcu listy z tego właśnie powodu, kilka par oczu zwróciło się w moją stronę. Siedziałem sam, w milczeniu, z przygotowanym zeszytem formatu A3 do notatek oraz dwoma długopisami i ołówkiem. Wziąłem głębszy oddech.
O dziwo mój nowy wychowawca i jednocześnie nauczyciel angielskiego uśmiechnął się delikatnie, a nie skrzywił na widok "cudacznego" wymalowanego chłopca z platyną na głowie. Zresztą wszystko w jego postaci również wskazywało na to, że wciąż gdzieś nosił wspomnienia z własnych eksperymentów na wyglądzie. Chociażby blizna po kolczyku w brwi lub mocno zasznurowane glany, zakryte w większości luźnymi dżinsowymi spodniami. Ile mógł mieć lat? Nie więcej niż czterdzieści, domniemam. Ślady pojawiającej się siwizny na krótko przystrzyżonych włosach mogły jednak budzić pewne wątpliwości.
- Witamy nowego ucznia w naszym gronie. Mam nadzieję że odnajdziesz się wśród kolegów i zechcesz w niedługim czasie podzielić się z nami wspólnymi zainteresowaniami oraz wiedzą. - Odparł łagodnym tonem głosu, niemalże nadającym się do szkoły specjalnej bądź grupowej terapii odwykowej jako prowadzący spotkanie.
Skinąłem głową, wciąż nie mając ochoty wydusić ani jednego słowa przez rosnący w gardle uścisk zestresowania.
Lekcja rozpoczęła się na dobre, omawialiśmy po kolei wszystkie czasy przeszłe występujące w angielskim w ramach powtórki przed sprawdzianem. Przynajmniej tak się domyślałem, przez sposób prowadzenia zajęć. Nikt obok mnie nie siedział, więc nie miałem jak zapytać o ewentualne terminy najbliższych egzaminów. Nie przejąłem się tym, mogłem to sprawdzić po lekcjach lub w telefonie, a siedzenie samemu w pełni na razie mi odpowiadało.
Nagle w połowie zajęć, gdy w klasie panowała zupełna cisza bo przepisywaliśmy przykładowe zdania z tablicy, drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie. Gwałtownie to mało powiedziane, ktoś wtargnął do klasy, przez co zjechałem długopisem z pisanej litery.
Usłyszałem ciche westchnięcie naszego profesora i jego poirytowany, zdecydowanie mniej łagodny niż przy przywitaniu mnie ton głosu.
- Jiyong, siadaj na swoje miejsce. - Mruknął pod nosem, równocześnie wtedy też podniosłem do góry wzrok. Zrobiłem to jako jedyny, co bardzo rzuciło mi się w oczy ponieważ reszta klasy zdawała się niczego nie zauważyć, lub zignorować nowego przybysza.Wtem przed oczami pojawiła mi się zupełnie nowa definicja "cudaka".
Chłopak, zapewne tego samego wzrostu co ja miał fioletowo-niebieskie, postawione na lakier i natapirowane włosy, duże okulary typu nerdy oraz przedziwnie dobrane kolorystycznie ciuchy. Jaskrawożółty, zapięty żakiet z jakąś ciemną koszulką pod spodem oraz zupełnie niepasujące, bordowe spodnie z licznymi naszywkami oraz zamkami błyskawicznymi. Do tego jakieś pokręcone, brokatowe buty. Serio? Uniosłem brwi w zdziwieniu, przypatrując się jak przemierzył krótko wzrokiem całą salę, zamknął za sobą drzwi i bez słowa przywitania z kimkolwiek ruszył na koniec klasy z rękami w kieszeniach.
Przeszedł mnie gwałtowny dreszcz, gdy za moment do moich uszu dotarła w końcu jego odpowiedź:
- Grzeczniej do mnie, wiesz że moi rodzice mogą wypieprzyć Cię z roboty, czyż nie? - Odwarknął w kierunku nauczyciela i usiadł w ostatniej ławce przy oknie, rzucając ostentacyjnie jakiś skoroszyt na blat i zakładając nogę na nogę, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. Profesor angielskiego nie skomentował jego odzywki, milcząc przez chwilę zanim wrócił do tematu lekcji.
Co to miało właściwie być?
Wciąż ukradkiem rozglądałem się po klasie. Nadal nikt nie był szczególnie zainteresowany zaistniałą sytuacją. Każdy coś pisał, rozwiązywał zadania z książki. Zajmował się czymkolwiek, tylko nie patrzył w kierunku tego całego "Jiyonga". Nie wiedząc co począć, zdezorientowany odwróciłem się w jego kierunku.
- Czego się gapisz? - Uniósł momentalnie dobrze wydepilowaną brew, przeszywając mnie wzrokiem. Nasze spojrzenia przecięły się tylko na chwilę, ponieważ zaraz po tym komentarzu zrezygnowałem i odwróciłem się znów przodem do tablicy, przerażony, z dreszczami przechodzącymi po moich plecach.
Albo był jakiś nienormalny, albo miał jakieś specjalne przywileje w tej szkole (to nadal by się zgadzało z byciem nienormalnym) i chodził z bronią pod tym obrzydliwie rażącym, żółtym żakietem. Pięknie, pierwsza osoba do wpisania na listę tych, których zdecydowanie wolałem unikać w moim nowym otoczeniu. Witaj szkoło!
Poza tym incydentem nie wydarzyło się nic ciekawego. Przedziwny chłopak też nie dawał więcej znaku swojej obecności, wydawało mi się że siedzi z telefonem pod ławką i czasami zapisuje coś tylko z tablicy. Wraz z dzwonkiem podniosłem się powoli ze swojego siedzenia i zacząłem pakować książkę oraz zeszyt do angielskiego. Zabrałem plecak, gotów do wyjścia. Poczekałem aż wyjdzie reszta klasy, w szczególności "cudak" i powlokłem się za nimi na korytarz.
Czułem się tak cholernie zagubiony w nowej placówce, że nie do końca wiedziałem nawet gdzie znajdę rozpiskę z planem lekcji i rozkładem sal. Seulska szkoła publiczna była zdecydowanie większa od tej mojej poprzedniej, niewielkiej, mieszczącej się na poboczach Gwangju. Każdy zaraz rozszedł się w inną stronę dlatego nie miałem nawet jak pokierować się za kimś z mojej dwudziestoosobowej klasy. Westchnąłem cicho, wybierając najdłuższy przede mną korytarz, który miał szansę doprowadzić mnie gdziekolwiek, oby tylko bliżej celu. Ledwo zrobiłem parę kroków, a jakaś dłoń lekko złapała mnie od tyłu za ramię.
- Um, Seunghyun, tak? - Odwróciłem się w kierunku nieznajomego, którym okazał się nieco ode mnie wyższy, uśmiechnięty teraz szeroko chłopak z grzywką na, jak boga kocham, pół twarzy i w mundurku, zresztą tak jak ja i każdy normalny uczeń tej szkoły.
Zamrugałem dwa razy po czym odpowiedziałem pospiesznie.
- Tak, o co chodzi?
- Kang Daesung, cześć! - Odpowiedział promiennie, podając mi od tak rękę na przywitanie.
Uniosłem brwi delikatnie i niepewnie uścisnąłem ją, nieco przytłoczony entuzjazmem wyższego. Koniec końców jednak uśmiechnąłem się serdecznie.
- Cześć Daesung, wygląda na to, że od dzisiaj chodzimy do jednej klasy, hm?
- Chodzimy, dlatego chyba lepiej dla Ciebie abyś przynajmniej miał szansę poznać kawałek szkoły, prawda?
Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę wyglądać jak ostatni kretyn, stojąc nadal przed salą od angielskiego i rozglądając się po korytarzu z niemym proszeniem o pomoc wymalowanym na twarzy. Kiwnąłem na potwierdzenie, na co drugi niespodziewanie wziął mnie za rękę.
- Nie stój tak, mamy za chwilę koreański a profesor Kim nienawidzi spóźniania. Nie martw się, też na początku tak wyglądałem gdy zobaczyłem tą szkołę po raz pierwszy rok temu. Zresztą jak każdy, ta placówka jest ogromna. Daj sobie tydzień, a na pewno będziesz w pełni zorganizowany. Poznam Cię też z kilkoma osobami i takie tam. - Uśmiechał się nadal i nie zważając na mój odrobinę zmieszany wyraz twarzy, poprowadził mnie w jakimś kierunku, w przeciwny korytarz do tego którym zamierzałem pierwotnie iść.
- Wiesz... nie chcę Cię od razu zniechęcać, bo zdecydowanie nie wyglądasz jak ktoś kto planuje pokochać to miejsce, ale są pewne zasady które lepiej żebyś poznał na wstępie i od kogoś obeznanego, a nie na własnej skórze. - Nawiązał temat w trakcie przechadzki, a ja skierowałem na niego ciekawskie spojrzenie, ciągle próbując rozeznać się w którą stronę zmierzamy do sali koreańskiego. - Po pierwsze, nigdy, ale to przenigdy nie zostawiaj na całą przerwę otwartej szafki szkolnej. - Zaśmiał się. - Nim się obejrzysz, będziesz miał ją od środka obklejoną lub obsmarowaną jakimś paskudztwem. Taka złośliwość pierwszaków.
To nie brzmiało skomplikowanie, pomijając fakt że nie miałem póki co bladego pojęcia gdzie jest moja szafka na książki. Będę musiał o to zapytać w sekretariacie, przy okazji zabierania do niej kluczyków.
- Druga jest taka, że najdłuższa przerwa jest zaraz po trzeciej lekcji, co oznacza że każdy będzie szturmował w kierunku stołówki i jeśli się spóźnisz i przyjdziesz pod jej koniec, możesz nie znaleźć sobie żadnego miejsca siedzącego. Tutejsze grupki które porobiły się wśród uczniów nie dopuszczą nikogo obcego by jadł w ich wspólnym gronie.
- Brzmi jak hierarchia więzienna. - Wtrąciłem.
- Nie do końca. - Daesung zmarszczył lekko brwi. - To pewne... ubezpieczenie, te grupki znaczy, przed problemami z osobami, których nie chciałbyś poznać osobiście. - Odchrząknął. - Chodzi mi głównie o Jiyonga i jego idiotycznych kolegów. I tu przychodzi trzecia najważniejsza zasada. Jeśli gdziekolwiek zobaczysz Jiyonga w jego ekipie, nie zbliżaj się do nich, nie odzywaj, najlepiej nie nawiązuj długiego kontaktu wzrokowego. To bardzo istotne.
Rozszerzyłem szerzej oczy w zdziwieniu i lekkim zaniepokojeniu. Równocześnie dotarliśmy pod drzwi następnej sali. Daesung odłożył swój plecak obok wolnej ławki, usiadł i zaprosił mnie koło siebie poklepaniem miejsca.
- Nie rozumiem, co w nich takiego szczególnego że nie można zwrócić na nich żadnej uwagi? - Zająłem miejsce obok chłopaka. - Poza tym że ten tam jak on ma, Jiyong? Wygląda jakby uciekł z programu Operacja stylówa albo coś w tym rodzaju plus nie ma kompletnie pojęcia o szacunku wobec nauczyciela.
Daesung westchnął cicho, szukając jakiegoś punktu na ziemi o który mógłby zahaczyć wzrok.
- To długa historia. W wielkim skrócie, jego rodzice są obrzydliwie bogaci i zasłużeni dla szkoły, oni jak i jego siostra ukończyli tą szkołę ze specjalnym wyróżnieniem. Poza tym sfinansowali jakieś remonty i innowacje dla budynku oraz pobliskich ośrodków kultury. Można powiedzieć że dzięki temu, ten dupek ma tutaj specjalne traktowanie i jest nietykalny przez nauczycieli oraz dyrektora.
Więc o to chodziło. Pokręciłem głową w dezaprobacie.
- A jak to ma się do mnie i do zachowania dystansu wobec jego osoby?
- Jeśli wejdziesz mu w drogę, zniszczy Cię. Dosłownie i w przenośni. Pomijając to, że jego równie obrzydliwie bogaci, napakowani przyjaciele spuszczą Ci łomot po godzinach szkolnych, będą Cię poniżać i prześladować jeśli im podpadniesz lub spróbujesz znieważyć Jiyonga, to znajdzie na Ciebie sposób by wyrzucić Cię ze szkoły. Tak po prostu. Przyjdziesz na zajęcia i dowiesz się, że już tutaj nie masz po co wracać. I uwierz mi, nikt nie może na to w żaden sposób poradzić, to ciągnie się tak już trzeci rok, bo ten idiota powtarza klasę.
Zacisnąłem lekko pięści w kieszeni bluzy od mundurka. Przypomniałem sobie moje słowa gdy wyszedłem dzisiaj z domu i byłem zdeterminowany, aby wprowadzić je w życie.
- W porządku, zobaczymy. Tak czy inaczej, dziękuję Ci za to małe wprowadzenie. - Odpowiedziałem, gdy w tle rozległ się dzwonek kończący przerwę a kolorowowłosa szczupła postać w nerdach znów pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, idąca korytarzem do klasy.

Nigdy więcej bycia wyśmiewanym, nigdy więcej obelg, szturchnięć, nieprzyzwoitych komentarzy na temat mojej nieśmiałości czy delikatnego wyglądu. Nigdy.