sobota, 5 marca 2016

Nowe stare początki - School of anarchy #1 (SeungrixG-Dragon)

Pierwsze, co wybudziło mnie z krainy Morfeusza tego decydującego poranka były wdzierające się przez okno promienie słoneczne. Byłem odrobinę wytrącony z równowagi, ponieważ następne co przyczyniło się do mojego podniesienia się z łóżka był budzik w telefonie który agresywnie wył mi prosto do prawego ucha.  
O mało nie zapomniałem jak ważny był ten dzień. 
Westchnąłem, wyłączając budzik który wskazywał równo na szóstą. Na moment odwróciłem się na lewy bok, by popatrzeć na jedną z szafek mojego pokoju. Znów będę musiał wrócić do szkoły, pomyślałem. Do tej cholernej placówki, z której nie wyniosłem ani grama dobrych wspomnień, patrząc na ostatni raz gdy się w niej znalazłem. Ile to już minęło, dwa, trzy tygodnie? Sam przestałem odliczać dni w pewnym momencie, ponieważ I tak siedziałem wyłącznie w domu. Każdy poranek wyglądał tak samo. Moja mama zdecydowała przeprowadzić nas z Gwangju kilka tygodni po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, prosto do serca Korei - Seulu. Byłem przerażony tą perspektywą, z jednej strony obawiałem się nowego, wielkiego miasta pełnego obcych ludzi, z drugiej szczerze mówiąc, nie miałem już nic do stracenia. W poprzedniej szkole moim znajomym z klasy nie podobało się to, ile czasu poświęcam na naukę i krótko mówiąc - dałem frajerować się na zadania domowe oraz spisywanie odpowiedzi do sprawdzianów aby tylko zdobyć kolegów. Tak, to prawda, nie byłem królem spotkań towarzyskich ani ulubieńcem klasy. W przeciwieństwie do innych, zawsze trzymałem się regulaminu szkoły, nigdy się nie spóźniałem, niewiele odzywałem niepytany. Podejrzewam że najzwyczajniej w świecie zaczęto mnie traktować jak dziwaka bądź kujona. Z perspektywy czasu nie dziwię się im, naprawdę. Bo kto chciałby się dłużej trzymać z taką osobą jak ja? Co specjalnego miałem do zaoferowania? Nie chcąc tracić już więcej czasu, zwlokłem się z łóżka w grymasie niezadowolenia. Trochę chciało mi się wymiotować. Byłem zestresowany, że w nowej szkole przeżyję dokładnie taki sam rodzaj relacji z jakim przyszło mi się już niejednokrotnie zmierzyć, co gorsza miałem trafić do drugiej klasy liceum, więc każdy już zapewne zdążył siebie dobrze poznać i zaprzyjaźnić. 
- Co chciałbyś na śniadanie? - Zapytała mnie pokrzepiająco mama, gdy pojawiłem się na dole w kuchni, ziewając, wciąż będąc w mojej dwuczęściowej szarej piżamie z kotkiem na środku t-shirtu. Wzruszyłem ramionami, siadając przy stole. - Seunghyun, nie możesz nic nie zjeść, dobrze wiesz że czeka Cię długi dzień i będziesz potrzebował sporo energii. - Westchnęła cicho, odchodząc od lodówki w której czegoś wcześniej szukała. - Jak się czujesz? Dobrze spałeś? - Spałem dobrze, szkoda poranek jeszcze mnie nie zabił. - Mruknąłem sarkastycznie, rzucając jej zaspane spojrzenie. - Naprawdę dziękuję mamo, ale nie sądzę abym był w stanie cokolwiek przełknąć przed wyjściem z domu. Zbiera mi się na wymioty. Nic nie odpowiadając, mama zwróciła się tylko w kierunku blatu kuchennego, jakby próbowała uniknąć odpowiedzi. Gdy milczała dłuższą chwilę, zajęta naczyniami zostawionymi przez mojego ojca po śniadaniu, zwyczajnie odszedłem od stołu udając się do łazienki w celu wzięcia krótkiej kąpieli. Nie było możliwości abym się spóźnił tego dnia, ale też nie miałem specjalnie czasu do stracenia. Poza tym, w moim stanie nadmierne rozmyślanie nad tym co mnie czeka mogło się skończyć już tylko i wyłącznie histerią.
O siódmej dwadzieścia byłem już ubrany, umyty i spakowany. Historia, koreański, angielski, zajęcia artystyczne... to chyba wszystko czego potrzebowałem. Zabierając plecak z przedsionka, rzuciłem mamie "cześć" i krótki, fałszywy uśmiech, na co ona również się uśmiechnęła, jej uśmiech jednak był zupełnie szczery i w pewien sposób pełen nadziei. Zapewne nadziei na to, że nie będę musiał się wcześniej zwolnić z zajęć, aby zebrać się psychicznie w domu i najzwyczajniej w świecie rozpłakać.
Gdy wyszedłem za próg domu i nabrałem w płuca świeżego, jesiennego powietrza powiedziałem sobie w duchu jedno, bardzo ważne dla mnie zdanie: 
Tym razem będzie inaczej. Tym razem zaprezentuję się od innej strony. Nigdy więcej bycia wyśmiewanym, nigdy więcej obelg, szturchnięć, nieprzyzwoitych komentarzy na temat mojej nieśmiałości czy delikatnego wyglądu. Za chwilę byłem już w autobusie, który jechał prosto pod moją szkołę.
***
- Park Minhyuk.
- Obecny.
- Nam Jung.
- Jestem profesorze.
- Kang Daesung
- Tutaj!
- Lee Seunghyun.
- Jestem.
I tak to się zaczęło. Ponieważ byłem nowy, a moje nazwisko było na samym końcu listy z tego właśnie powodu, kilka par oczu zwróciło się w moją stronę. Siedziałem sam, w milczeniu, z przygotowanym zeszytem formatu A3 do notatek oraz dwoma długopisami i ołówkiem. Wziąłem głębszy oddech.
O dziwo mój nowy wychowawca i jednocześnie nauczyciel angielskiego uśmiechnął się delikatnie, a nie skrzywił na widok "cudacznego" wymalowanego chłopca z platyną na głowie. Zresztą wszystko w jego postaci również wskazywało na to, że wciąż gdzieś nosił wspomnienia z własnych eksperymentów na wyglądzie. Chociażby blizna po kolczyku w brwi lub mocno zasznurowane glany, zakryte w większości luźnymi dżinsowymi spodniami. Ile mógł mieć lat? Nie więcej niż czterdzieści, domniemam. Ślady pojawiającej się siwizny na krótko przystrzyżonych włosach mogły jednak budzić pewne wątpliwości.
- Witamy nowego ucznia w naszym gronie. Mam nadzieję że odnajdziesz się wśród kolegów i zechcesz w niedługim czasie podzielić się z nami wspólnymi zainteresowaniami oraz wiedzą. - Odparł łagodnym tonem głosu, niemalże nadającym się do szkoły specjalnej bądź grupowej terapii odwykowej jako prowadzący spotkanie.
Skinąłem głową, wciąż nie mając ochoty wydusić ani jednego słowa przez rosnący w gardle uścisk zestresowania.
Lekcja rozpoczęła się na dobre, omawialiśmy po kolei wszystkie czasy przeszłe występujące w angielskim w ramach powtórki przed sprawdzianem. Przynajmniej tak się domyślałem, przez sposób prowadzenia zajęć. Nikt obok mnie nie siedział, więc nie miałem jak zapytać o ewentualne terminy najbliższych egzaminów. Nie przejąłem się tym, mogłem to sprawdzić po lekcjach lub w telefonie, a siedzenie samemu w pełni na razie mi odpowiadało.
Nagle w połowie zajęć, gdy w klasie panowała zupełna cisza bo przepisywaliśmy przykładowe zdania z tablicy, drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie. Gwałtownie to mało powiedziane, ktoś wtargnął do klasy, przez co zjechałem długopisem z pisanej litery.
Usłyszałem ciche westchnięcie naszego profesora i jego poirytowany, zdecydowanie mniej łagodny niż przy przywitaniu mnie ton głosu.
- Jiyong, siadaj na swoje miejsce. - Mruknął pod nosem, równocześnie wtedy też podniosłem do góry wzrok. Zrobiłem to jako jedyny, co bardzo rzuciło mi się w oczy ponieważ reszta klasy zdawała się niczego nie zauważyć, lub zignorować nowego przybysza.Wtem przed oczami pojawiła mi się zupełnie nowa definicja "cudaka".
Chłopak, zapewne tego samego wzrostu co ja miał fioletowo-niebieskie, postawione na lakier i natapirowane włosy, duże okulary typu nerdy oraz przedziwnie dobrane kolorystycznie ciuchy. Jaskrawożółty, zapięty żakiet z jakąś ciemną koszulką pod spodem oraz zupełnie niepasujące, bordowe spodnie z licznymi naszywkami oraz zamkami błyskawicznymi. Do tego jakieś pokręcone, brokatowe buty. Serio? Uniosłem brwi w zdziwieniu, przypatrując się jak przemierzył krótko wzrokiem całą salę, zamknął za sobą drzwi i bez słowa przywitania z kimkolwiek ruszył na koniec klasy z rękami w kieszeniach.
Przeszedł mnie gwałtowny dreszcz, gdy za moment do moich uszu dotarła w końcu jego odpowiedź:
- Grzeczniej do mnie, wiesz że moi rodzice mogą wypieprzyć Cię z roboty, czyż nie? - Odwarknął w kierunku nauczyciela i usiadł w ostatniej ławce przy oknie, rzucając ostentacyjnie jakiś skoroszyt na blat i zakładając nogę na nogę, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. Profesor angielskiego nie skomentował jego odzywki, milcząc przez chwilę zanim wrócił do tematu lekcji.
Co to miało właściwie być?
Wciąż ukradkiem rozglądałem się po klasie. Nadal nikt nie był szczególnie zainteresowany zaistniałą sytuacją. Każdy coś pisał, rozwiązywał zadania z książki. Zajmował się czymkolwiek, tylko nie patrzył w kierunku tego całego "Jiyonga". Nie wiedząc co począć, zdezorientowany odwróciłem się w jego kierunku.
- Czego się gapisz? - Uniósł momentalnie dobrze wydepilowaną brew, przeszywając mnie wzrokiem. Nasze spojrzenia przecięły się tylko na chwilę, ponieważ zaraz po tym komentarzu zrezygnowałem i odwróciłem się znów przodem do tablicy, przerażony, z dreszczami przechodzącymi po moich plecach.
Albo był jakiś nienormalny, albo miał jakieś specjalne przywileje w tej szkole (to nadal by się zgadzało z byciem nienormalnym) i chodził z bronią pod tym obrzydliwie rażącym, żółtym żakietem. Pięknie, pierwsza osoba do wpisania na listę tych, których zdecydowanie wolałem unikać w moim nowym otoczeniu. Witaj szkoło!
Poza tym incydentem nie wydarzyło się nic ciekawego. Przedziwny chłopak też nie dawał więcej znaku swojej obecności, wydawało mi się że siedzi z telefonem pod ławką i czasami zapisuje coś tylko z tablicy. Wraz z dzwonkiem podniosłem się powoli ze swojego siedzenia i zacząłem pakować książkę oraz zeszyt do angielskiego. Zabrałem plecak, gotów do wyjścia. Poczekałem aż wyjdzie reszta klasy, w szczególności "cudak" i powlokłem się za nimi na korytarz.
Czułem się tak cholernie zagubiony w nowej placówce, że nie do końca wiedziałem nawet gdzie znajdę rozpiskę z planem lekcji i rozkładem sal. Seulska szkoła publiczna była zdecydowanie większa od tej mojej poprzedniej, niewielkiej, mieszczącej się na poboczach Gwangju. Każdy zaraz rozszedł się w inną stronę dlatego nie miałem nawet jak pokierować się za kimś z mojej dwudziestoosobowej klasy. Westchnąłem cicho, wybierając najdłuższy przede mną korytarz, który miał szansę doprowadzić mnie gdziekolwiek, oby tylko bliżej celu. Ledwo zrobiłem parę kroków, a jakaś dłoń lekko złapała mnie od tyłu za ramię.
- Um, Seunghyun, tak? - Odwróciłem się w kierunku nieznajomego, którym okazał się nieco ode mnie wyższy, uśmiechnięty teraz szeroko chłopak z grzywką na, jak boga kocham, pół twarzy i w mundurku, zresztą tak jak ja i każdy normalny uczeń tej szkoły.
Zamrugałem dwa razy po czym odpowiedziałem pospiesznie.
- Tak, o co chodzi?
- Kang Daesung, cześć! - Odpowiedział promiennie, podając mi od tak rękę na przywitanie.
Uniosłem brwi delikatnie i niepewnie uścisnąłem ją, nieco przytłoczony entuzjazmem wyższego. Koniec końców jednak uśmiechnąłem się serdecznie.
- Cześć Daesung, wygląda na to, że od dzisiaj chodzimy do jednej klasy, hm?
- Chodzimy, dlatego chyba lepiej dla Ciebie abyś przynajmniej miał szansę poznać kawałek szkoły, prawda?
Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę wyglądać jak ostatni kretyn, stojąc nadal przed salą od angielskiego i rozglądając się po korytarzu z niemym proszeniem o pomoc wymalowanym na twarzy. Kiwnąłem na potwierdzenie, na co drugi niespodziewanie wziął mnie za rękę.
- Nie stój tak, mamy za chwilę koreański a profesor Kim nienawidzi spóźniania. Nie martw się, też na początku tak wyglądałem gdy zobaczyłem tą szkołę po raz pierwszy rok temu. Zresztą jak każdy, ta placówka jest ogromna. Daj sobie tydzień, a na pewno będziesz w pełni zorganizowany. Poznam Cię też z kilkoma osobami i takie tam. - Uśmiechał się nadal i nie zważając na mój odrobinę zmieszany wyraz twarzy, poprowadził mnie w jakimś kierunku, w przeciwny korytarz do tego którym zamierzałem pierwotnie iść.
- Wiesz... nie chcę Cię od razu zniechęcać, bo zdecydowanie nie wyglądasz jak ktoś kto planuje pokochać to miejsce, ale są pewne zasady które lepiej żebyś poznał na wstępie i od kogoś obeznanego, a nie na własnej skórze. - Nawiązał temat w trakcie przechadzki, a ja skierowałem na niego ciekawskie spojrzenie, ciągle próbując rozeznać się w którą stronę zmierzamy do sali koreańskiego. - Po pierwsze, nigdy, ale to przenigdy nie zostawiaj na całą przerwę otwartej szafki szkolnej. - Zaśmiał się. - Nim się obejrzysz, będziesz miał ją od środka obklejoną lub obsmarowaną jakimś paskudztwem. Taka złośliwość pierwszaków.
To nie brzmiało skomplikowanie, pomijając fakt że nie miałem póki co bladego pojęcia gdzie jest moja szafka na książki. Będę musiał o to zapytać w sekretariacie, przy okazji zabierania do niej kluczyków.
- Druga jest taka, że najdłuższa przerwa jest zaraz po trzeciej lekcji, co oznacza że każdy będzie szturmował w kierunku stołówki i jeśli się spóźnisz i przyjdziesz pod jej koniec, możesz nie znaleźć sobie żadnego miejsca siedzącego. Tutejsze grupki które porobiły się wśród uczniów nie dopuszczą nikogo obcego by jadł w ich wspólnym gronie.
- Brzmi jak hierarchia więzienna. - Wtrąciłem.
- Nie do końca. - Daesung zmarszczył lekko brwi. - To pewne... ubezpieczenie, te grupki znaczy, przed problemami z osobami, których nie chciałbyś poznać osobiście. - Odchrząknął. - Chodzi mi głównie o Jiyonga i jego idiotycznych kolegów. I tu przychodzi trzecia najważniejsza zasada. Jeśli gdziekolwiek zobaczysz Jiyonga w jego ekipie, nie zbliżaj się do nich, nie odzywaj, najlepiej nie nawiązuj długiego kontaktu wzrokowego. To bardzo istotne.
Rozszerzyłem szerzej oczy w zdziwieniu i lekkim zaniepokojeniu. Równocześnie dotarliśmy pod drzwi następnej sali. Daesung odłożył swój plecak obok wolnej ławki, usiadł i zaprosił mnie koło siebie poklepaniem miejsca.
- Nie rozumiem, co w nich takiego szczególnego że nie można zwrócić na nich żadnej uwagi? - Zająłem miejsce obok chłopaka. - Poza tym że ten tam jak on ma, Jiyong? Wygląda jakby uciekł z programu Operacja stylówa albo coś w tym rodzaju plus nie ma kompletnie pojęcia o szacunku wobec nauczyciela.
Daesung westchnął cicho, szukając jakiegoś punktu na ziemi o który mógłby zahaczyć wzrok.
- To długa historia. W wielkim skrócie, jego rodzice są obrzydliwie bogaci i zasłużeni dla szkoły, oni jak i jego siostra ukończyli tą szkołę ze specjalnym wyróżnieniem. Poza tym sfinansowali jakieś remonty i innowacje dla budynku oraz pobliskich ośrodków kultury. Można powiedzieć że dzięki temu, ten dupek ma tutaj specjalne traktowanie i jest nietykalny przez nauczycieli oraz dyrektora.
Więc o to chodziło. Pokręciłem głową w dezaprobacie.
- A jak to ma się do mnie i do zachowania dystansu wobec jego osoby?
- Jeśli wejdziesz mu w drogę, zniszczy Cię. Dosłownie i w przenośni. Pomijając to, że jego równie obrzydliwie bogaci, napakowani przyjaciele spuszczą Ci łomot po godzinach szkolnych, będą Cię poniżać i prześladować jeśli im podpadniesz lub spróbujesz znieważyć Jiyonga, to znajdzie na Ciebie sposób by wyrzucić Cię ze szkoły. Tak po prostu. Przyjdziesz na zajęcia i dowiesz się, że już tutaj nie masz po co wracać. I uwierz mi, nikt nie może na to w żaden sposób poradzić, to ciągnie się tak już trzeci rok, bo ten idiota powtarza klasę.
Zacisnąłem lekko pięści w kieszeni bluzy od mundurka. Przypomniałem sobie moje słowa gdy wyszedłem dzisiaj z domu i byłem zdeterminowany, aby wprowadzić je w życie.
- W porządku, zobaczymy. Tak czy inaczej, dziękuję Ci za to małe wprowadzenie. - Odpowiedziałem, gdy w tle rozległ się dzwonek kończący przerwę a kolorowowłosa szczupła postać w nerdach znów pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, idąca korytarzem do klasy.

Nigdy więcej bycia wyśmiewanym, nigdy więcej obelg, szturchnięć, nieprzyzwoitych komentarzy na temat mojej nieśmiałości czy delikatnego wyglądu. Nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz